Czasem słyszę, że zwierzę to tylko zwierzę, że nie ma duszy, nie myśli, nie rozumie itd. Ktokolwiek tak twierdzi, chyba nie poznał swojego zwierza dość dobrze i nie widzi, bądź nie chce widzieć, ani zauważać zachowań oraz emocji swojego pupila, a uczucia wyższe istnieją tylko w teorii, jeśli w ogóle.
Mi niejednokrotnie chłopaki pokazują, że mają więcej uczuć i emocji niż niejeden człowiek.
Jakiś czas temu z M się sprzeczaliśmy. Bywa tak, że nie zawsze się zgadzamy, jak w każdym związku, wtedy czasem rozmowa "nabiera tempa".
Nie jest to coś, czym chcę się chwalić, jednak zaciekawiło mnie zachowanie Mischy.
Na początku staliśmy w kuchni, M trzymał w ręce ścierkę i wymienialiśmy głośno nasze poglądy. W tym czasie Mischa przybiegł do nas, no i oczywiście owa ścierka go zaciekawiła. M zabrał ścierkę szybkim ruchem, więc Klusek na Niego naguguał. Po czym wzięłam go na ręce w obronnym geście.
Wyminęłam M i postawiłam Freciaka w przedpokoju, sama idąc do łazienki, byłam wzburzona, zła, wściekła, ze łzami w oczach (jak to baba), Mischa poleciał za mną w te pędy i latał tak za mną do każdego pomieszczenia, do którego się udawałam. Patrzył się na mnie, kładł na stopach, starał się za wszelką cenę być blisko.
Wyszłam za bramkę do drzwi, zaczęłam ubierać kurtkę i buty, by pójść się przewietrzyć, M zagrodził mi drzwi i znów zaczęliśmy "rozmawiać", Mischa w tym czasie zaczął walić łapami w bramkę, podkopywać się pod nią, skakać na nią, byle się do nas dostać.
Przekroczyłam więc bramkę i usiadłam na podłodze. Klusek doleciał do mnie, wzięłam go na ręce, leżał, patrzył się na mnie. Zaczęłam go głaskać to się wyrywał, gdy go puściłam, to mnie zaczepiał, kładł się obok drapał w bok, jak podsuwałam dłoń to mnie podgryzał, byle odwrócić uwagę, jakby mówił: przestańcie się drzeć, już dobrze, baw się ze mną, na mnie się skup, na mnie się patrz!
Faktycznie odwrócił moją uwagę na tyle, że już nie wiedziałam, o co się sprzeczamy, przyszedł M i też głaskał Mischę. Jak zaczęliśmy się godzić, to sobie poszedł. Pewnie chciał powiedzieć: "Ja swoją robotę wykonałem, teraz sobie sami radźcie!"
Budzik oddzwaniał kolejną drzemkę, gdy przez zatyczki usłyszałam chrrrrrrrrr, chrrrrrrrrrr. Dźwięk mnie zaniepokoił, gdyż był dziwnie blisko. Wyciągnęłam zatyczki - chrrrrrrrrrr, chrrrrrrr, chrrrrrrrr.
Szybko wstałam i powoli otworzyłam drzwi. Przed nimi stał Amik wpatrzony we mnie ślepiami i nim zaspana zdążyłam zrozumieć, co widzę, już był pod łóżkiem. Wychyliłam się z sypialni, przed nosem przeleciał mi przestraszony Mischa, jakby moje wychylenie z pokoju było dla niego złowieszczą wróżbą. Reszta już patrzyła na mnie z pokoju. Rzuciłam się w stronę bramki, stojącej przy drzwiach by odgrodzić duży pokój, w ostatniej chwili ją zapięłam, bo pozostała trójka już przy niej była.
W pędzie wpadłam do pokoju P i krzyknęłam - POMOCY! Usłyszałam zaspane - cooooo? juuuuż... I zostawiając pootwierane drzwi wróciłam do sypialni. Amik wyglądał zza łóżka, gdy przebiegłam na drugą stronę, już był pod nim. Zaczęłyśmy z P obławę i po chwili udało się gadzinę wydobyć i trafił do reszty, do dużego pokoju.
Zaczęłam szacować straty.
Buty rozciągnięte po korytarzu...
W łazience 2 kupsztale przed kuwetą, a na środku podłogi mój but....
W kuchni 2 kupsztale i obłapkowane czyste miski w zmywarce. W dużym pokoju otwarta szafa i drzwiczki w klatce. - M zapomniał zamknąć.
Jak na 4 fretki podejrzanie niewielki ten bilans strat. Obeszłam jeszcze raz całe mieszkanie, ale nie znalazłam nić ciekawego (co nie oznacza, że robiąc to jeszcze raz, na coś się nie natknę ;) ).
Taką właśnie miałam dziś rano pobudkę. To idę po kawę. Miłego dnia :)