Budzik oddzwaniał kolejną drzemkę, gdy przez zatyczki usłyszałam chrrrrrrrrr, chrrrrrrrrrr. Dźwięk mnie zaniepokoił, gdyż był dziwnie blisko. Wyciągnęłam zatyczki - chrrrrrrrrrr, chrrrrrrr, chrrrrrrrr.
Szybko wstałam i powoli otworzyłam drzwi. Przed nimi stał Amik wpatrzony we mnie ślepiami i nim zaspana zdążyłam zrozumieć, co widzę, już był pod łóżkiem. Wychyliłam się z sypialni, przed nosem przeleciał mi przestraszony Mischa, jakby moje wychylenie z pokoju było dla niego złowieszczą wróżbą. Reszta już patrzyła na mnie z pokoju. Rzuciłam się w stronę bramki, stojącej przy drzwiach by odgrodzić duży pokój, w ostatniej chwili ją zapięłam, bo pozostała trójka już przy niej była.
W pędzie wpadłam do pokoju P i krzyknęłam - POMOCY! Usłyszałam zaspane - cooooo? juuuuż... I zostawiając pootwierane drzwi wróciłam do sypialni. Amik wyglądał zza łóżka, gdy przebiegłam na drugą stronę, już był pod nim. Zaczęłyśmy z P obławę i po chwili udało się gadzinę wydobyć i trafił do reszty, do dużego pokoju.
Zaczęłam szacować straty.
Buty rozciągnięte po korytarzu...
W łazience 2 kupsztale przed kuwetą, a na środku podłogi mój but....
W kuchni 2 kupsztale i obłapkowane czyste miski w zmywarce. W dużym pokoju otwarta szafa i drzwiczki w klatce. - M zapomniał zamknąć.
Jak na 4 fretki podejrzanie niewielki ten bilans strat. Obeszłam jeszcze raz całe mieszkanie, ale nie znalazłam nić ciekawego (co nie oznacza, że robiąc to jeszcze raz, na coś się nie natknę ;) ).
Taką właśnie miałam dziś rano pobudkę. To idę po kawę. Miłego dnia :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz