piątek, 22 stycznia 2016

Dom wariatów!

Dziś mam 4 wariujące fretki, bo wczoraj były tylko dwie wariujące i dwie śpiące. 








Dla odmiany do zabawy wciągają też mnie, łyk kawy to zaledwie wspomnienie, bo co usiłuję jeden wziąć to fretki dają mi coś do roboty. 




Zbój drapie szafę, by ją otworzyć, jak go odciągam, to na mnie syczy i mnie gryzie. 

Mischa potrzebuje miłości i kładzie się przy moich stopach lub na nich, co skutkuje co chwilowym potknięciem się, lub straceniem równowagi by dywanika nie nadepnąć. 




Łasza wdrapuje się pod okrycie kanapy, w przedpokoju już słychać ding ding ding (butelki) - Zbój wszedł do szafy... biegnąc potykam się znów o Mischę, który na mnie krzyczy, że go nie zauważyłam (gugugugugug). 

Amik przestawia kuwetę w łazience. Łasza ukradł klin trzymający drzwi. Przed lodówką "ktoś" zostawił mi "dowód miłości", bym nie narzekała na niedobór pracy.

Amik ciągnie Zbója przez przedpokój.


Łasza wskakuje mi na nogę, na drugiej leży już Mischa.

Podaję jajko - mam 3 wiszące na mnie fretki i jedną na kolanach. Amik w zemście, że nie dostał pierwszy ("przecież zawsze dostaję!") zostawił mi kolejny "dowód miłości" przed lodówką, bezczelnie się przy tym na mnie patrząc.


Znów potknęłam się o Mischę i przestraszyłam tym Łaszę, który też na mnie nakrzyczał (gugugugugugu).

Gdy nastąpiło głośne oblizywanie się po jajku...


...już miałam złudną nadzieję...

Ooooo kawusiaaaaa.... ding ding ding...

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

A w nosie mam, uciekam!

Gdy w końcu czmycham do mojego "boksu", patrzą na mnie tak:



I do tego mnie pilnują!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz