31.03.2015
Jak już pisałam w poście Ciężkie nowego początki - mieszkanie trzeba było przygotować na wizytę nowych lokatorów. Nie było to łatwe, ale że oboje z moim Partnerem lubimy wkrętarki, śrubki i poziomice, to przyniosło nam to wiele frajdy.
Jak już pisałam w poście Ciężkie nowego początki - mieszkanie trzeba było przygotować na wizytę nowych lokatorów. Nie było to łatwe, ale że oboje z moim Partnerem lubimy wkrętarki, śrubki i poziomice, to przyniosło nam to wiele frajdy.
Podstawowym kryterium wszelkich zakupów i zmian było
zabezpieczenie zwierząt przed jakąkolwiek krzywdą, ale i mienia przed
zwierzętami.
Musieliśmy jakoś zaplanować: co? gdzie? jak? i za ile?
Trzeba było spojrzeć na mieszkanie frecimi oczami - czyli
gdzie bym wlazła gdybym była fretką?
Zrobiliśmy długaśną listę, co i gdzie należy zrobić lub
kupić i zgodnie z nią przystąpiliśmy do roboty.
Musieliśmy przystosować pomieszczenia, w których będą się
nasze zwierzaki poruszały, docelowo miały być to wszystkie pomieszczenia w
domu, czyli 3 pokoje, łazienka, przedpokój i kuchnia. Wszystkie też
przystosowaliśmy. Największym wyzwaniem chyba był duży pokój.
Przed zrobieniem czegokolwiek, wyglądało to mniej więcej
tak:
Stwierdziliśmy, że pozbędziemy się wykładziny i zostawimy
same panele, gdyż po lekturze, że fretki nie są stu procentowo
"kuwetowe", uznaliśmy, że łatwiej będzie zetrzeć panele, niż prać
wykładzinę.
Wykładzina, niestety z racji długiego użytkowania (chociaż
może i nie długiego - jakieś 3 lata) dość mocno się "wykruszyła" więc
po jej zwinięciu wyglądało to tak:
Prawda że "sympatycznie"?
Sprzątałam podłogę chyba z 10 razy na mokro, po zebraniu
tego pyłu odkurzaczem. Trzeba było zrobić jeszcze parę innych rzeczy, między
innymi: podwiesić kable komputerowe, zabezpieczyć kabel od kablówki, który
ciągnął się wzdłuż ściany "luzem", oraz zabezpieczyć "moją
największą dumę" (jak do tej pory), czyli wilczomlecz trójżebrowy (sukulent),
który stał w dużej doniczce na podłodze. Szczurom nie przeszkadzał ani trochę,
bo nie wykazywały zainteresowania doniczką o wysokości 40 cm , ale fretki pewnie by
nam go przesadziły w pierwszej kolejności, po przyjściu do domu.
Zabraliśmy się do roboty, kabel od kablówki poprowadziliśmy
w korytku plastikowym, komputerowe podwiesiliśmy pod biurkiem, jednostkę
centralną przeniosłam na biurko. W okół kaktusa postawiliśmy "płotek z
plexi" wysoki na 80 cm .
Przestawiliśmy jeszcze półkę ikeowską (zdjęcie poniżej z
prawej) z poziomu na pion, żeby fretki nie wchodziły na nią z klatki.
Po długiej walce pokój wyglądał tak:
Na obu zdjęciach powyżej za kaktusem widać korytko z
kablami, zaraz nad listwą podłogową, którym pociągnęliśmy kabel od kablówki.
Kolejny na tapetę poszedł przedpokój. Tutaj nie było wiele
do zrobienia. Problemem były buty stojące na wierzchu, nie chcieliśmy, by
fretki miały do nich dostęp ze względu na różne rzeczy wnoszone na butach do
mieszkania. Musieliśmy znaleźć jakieś rozwiązanie, które uniemożliwi dostęp do
obuwia naszym milusińskim. Po dokładnym wymierzeniu przestrzeni jaką mamy
dostępną, na ewentualną szafkę, wybraliśmy podwieszane szafki z tworzywa (made
by Ikea).
Tutaj w trakcie montowania:
Wcześniej wyglądało to tak:
Szafka była strzałem w dziesiątkę, jednak mokre buty po
deszczu nie nadawały się do włożenia do niej, dodatkowo pojawiła się nowa
trudność, przedpokój prowadzi do wszystkich innych pomieszczeń w tym do
toalety, a tam z kolei o nieszczęście nietrudno. Z podłogi można łatwo wejść do
szafki z chemią, lub wskoczyć na wiadro, a z wiadra do muszli już żabi skok,
można też się napić wody ze szczotki (tak, wiem że to obrzydliwe). Dobrym
pomysłem więc było odgrodzenie całej toalety, pomysł ten nasunął nam jeszcze
jedną ideę - skoro WC znajduje się obok wejścia do domu, można odgrodzić całe
wejście, co da nam miejsce np.: na zostawienie mokrego obuwia.
Znów pomocna okazała się Ikea (tak, uwielbiam ten sklep :P),
znaleźliśmy tam bramkę zabezpieczającą np.: schody przed dziećmi, dzięki swojej
modułowej budowie (możliwość rozbudowania), oraz wysokości okazała się świetna
również dla fretek. Złożona zajmuje niewiele miejsca, jak widać na zdjęciu
poniżej.
Natomiast rozłożona, spełnia świetnie swoją funkcję.
A otworzenie, czy jej zamknięcie jest dziecinnie proste.
W ten oto sposób udało nam się ogrodzić toaletę i wejście do
domu, dzięki czemu nie musimy uważać, czy fretka czasem nie wyleci na korytarz,
kiedy otwieramy drzwi wejściowe.
Kuchnia w teorii nie potrzebowała przystosowania, gdyż
wszelkie miejsca gdzie fretka mogłaby wejść były odpowiednio zasłonięte. Tak
przynajmniej myśleliśmy :) Okazało się inaczej... Można o tym przeczytać w
poście Jak zgubiliśmy Mischę?
W łazience czekało nas trochę więcej wyzwań. Głównie trzeba
było wyeliminować dostęp do kosmetyków i ewentualnej chemii, kosza na pranie,
gdyż po nim łatwo można wdrapać się na pralkę, jak i dostęp do samej pralki.
Nad pralką zamontowaliśmy półkę, na której zmieściliśmy
większość chemii do prania.
Kosz na brudy odgrodziliśmy panelem z plexi.
Panel ten zamontowaliśmy na taśmę dwustronną Pattex Fix,
jednostronnie na ścianie, z drugiej strony na kątownikach z tworzywa, przy
pracy pralki połączenie jest na tyle elastyczne, że plexi nie odpada. Drzwi
pralki nie mogły zostać otwarte, ale również nie mogliśmy ich zamknąć na stałe,
żeby pralka mogła się wietrzyć. W tej roli świetnie sprawdziło się
zabezpieczenie używane w celu zamknięcia szafek i drzwi przed małymi dziećmi.
Pozwala na uchylenie drzwiczek tak by się wietrzyła po
praniu, ale szpara jest na tyle mała by fretka nie weszła do środka.
Spod prysznica trzeba było pozbyć się stojących tam
kosmetyków, ratunkiem okazały się wiszące półki firmy koziol.
Dzięki nim na brodziku nie stoją już żadne butelki.
Teraz nie jest to już i tak problemem, bo po prostu zamykamy
drzwi prysznica, gdyż chłopaki wciągali zabezpieczenie rury i pili z niej wodę.
:)
Ostatnim zabiegiem wykonanym w łazience było zamknięcie
szuflad w szafce z kosmetykami. Rozwiązaliśmy to wywierceniem dziur w brzegach
szuflad i użyciem metalowych "kołków", co zapobiega ich wysuwaniu.
2 pozostałe pokoje wykluczyliśmy z biegania chłopaków, mimo
iż częściowo zostały przystosowane, jednak po pierwszej wizycie naszych
maluchów w sypialni i nasikania pod łóżkiem, postanowiliśmy, że tam wstępu mieć
nie będą. Trzeci pokój też został wykluczony z możliwości zwiedzania :)
Ostatni do zabezpieczenia był balkon, by fretki z niego nie
wypadły. Na całej długości barierki i części łączonej z sąsiadami
zamontowaliśmy plexi o grubości 2mm. Całość przypięliśmy do barierki trytkami
(opaskami), a dolną szparę zasłoniliśmy rurą (konkretniej to plastikową rynną).
Użyliśmy plexi w kolorze mlecznym, by w słoneczne dni dawała
trochę cienia.
Ponadto zastosowaliśmy trochę innych zabiegów kosmetycznych,
ale to już w kolejnym poście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz